Każdy genealog ma swoją własną receptę na sukces, wypracowaną w trakcie lat żmudnych poszukiwań i każdy uważa, że jego metoda jest najlepsza. Nie zamierzam udzielać rad jak prowadzić poszukiwania – to zostawiam mądrzejszym od siebie. Nie będzie to kolejny poradnik genealoga-amatora. Zamierzam natomiast opisać jak sam to robiłem, przedstawiając głównie swoje błędy, których dopiero teraz mam świadomość. Dosyć istotnym elementem tej opowieści będą motywy, jakie mną kierowały…

WARSZTAT PRACY GENEALOGA...

Czym jest warsztat pracy genealoga-amatora? Ilu genealogów, tyle koncepcji na prowadzenie takiego „warsztatu pracy”… Niektórzy uważają, że podstawą jest profesjonalny program genealogiczny, który pozwala na wprowadzanie wielorakich danych, inni hołdują zasadzie, że papier jest cierpliwy i komputera nawet nie dotykają. Jedni zakładają dla każdej osoby lub rodziny odpowiednie „kartoteki”, które składują w segregatorach, a drudzy opierają się na notatkach sporządzanych na setkach luźnych kartek lub w specjalnych notesach.  Moim zdaniem należy się kierować jedną podstawową zasadą – ma być tak, żeby nam samym było wygodnie. Najistotniejsze jest zastosowanie takich metod, które pozwolą na szybkie dotarcie do danych – nie ważne, czy będzie to komputer, czy tysiące luźnych kartek. O ile potrafimy się w tym wszystkim poruszać, to każda metoda jest dobra.

W Internecie można odnaleźć wzory różnego rodzaju kart pomocniczych umożliwiających opisywanie poszczególnych osób, związków, całych rodzin, miejsc, grobów, itp. Początkowo korzystałem z „gotowców”, ale po jakimś czasie zrobiłem sobie własne karty/formularze. W przypadku kart dotyczących osób najistotniejsze jest zgromadzenie takich danych jak imiona, nazwisko, nazwisko rodowe, data i miejsce urodzenia, data i miejsce zgonu, imiona rodziców, panieńskie nazwisko matki, itp. Początkowo prowadziłem osobne formularze dla poszczególnych osób i składałem je w rodzinę. Z czasem okazało się, że jest to bardzo niewygodne, ponieważ za każdym razem musiałem powielać dane dotyczące rodziców. W sytuacji, gdy dana rodzina miała kilkanaścioro dzieci, stawało się to pracą żmudną i bezsensowną. Stworzyłem wtedy arkusz rodziny (związku). Umieściłem w nim dane małżonków i ich rodziców oraz dzieci (karta umożliwiała mi wpisanie 10 potomków). Na karcie można było wpisać informacje o ślubie (data zawarcia, miejsce, parafia, nr aktu), jak również informacje opisujące małżonków (data i miejsce urodzenia, parafia, nr aktu, data i miejsce zgonu, parafia, nr aktu). To samo zapisywałem w rubrykach dotyczących dzieci małżonków. Gdy w danym małżeństwie urodziło się więcej niż dziesięcioro dzieci, dołączałem załącznik umożliwiający wpisanie kolejnych potomków. W przypadku, gdy potomek danego małżeństwa sam zawarł związek małżeński, zakładałem kolejną kartę związku, itd. Na nowej karcie zapisywałem ID rodziny, z której wywodził się dany potomek. Każdy związek otrzymywał swój indywidualny numer porządkowy. Arkusz rodziny umożliwiał również wpisywanie informacji uzupełniających. Każda karta związku była rejestrowana w indeksie rodzin (arkusz Excel), gdzie zapisywałem ID rodziny i imiona i nazwiska małżonków. Karty przechowywałem w segregatorach A4 układając je według numeracji.

Po kilku latach okazało się, że ilość segregatorów przekracza moje możliwości składowania. Wtedy dopiero podjąłem decyzję o zakupie profesjonalnego programu genealogicznego. Program komputerowy jest rozsądnym rozwiązaniem w sytuacji, gdy ilość zebranego materiału jest duża, a ręczne wyszukiwanie staje się co raz większym problemem. O ile w naszym drzewie występuje kilkadziesiąt osób, to zastosowanie programu będzie przerostem treści nad formą…

Jaki program zastosować? Na rynku dostępnych jest kilkanaście rożnej klasy programów, zarówno darmowych, jak i płatnych, polskojęzycznych i opisanych w innych językach (angielski, niemiecki). Osobiście uważam, że rozsądne jest zakupienie licencjonowanego programu polskiego. Najlepszym programem w tej klasie jest moim zdanie "Drzewo Genealogiczne" firmy PL-SOFT. Daruje sobie szczegółowy opis – można go odnaleźć na stronie firmy. http://www.pl-soft.pl/genealogia.html

Przenoszenie danych z arkuszy do programu było bardzo czasochłonnym zajęciem. Wtedy właśnie zacząłem żałować, że decyzji o zastosowaniu programu genealogicznego nie podjąłem na początku swojej przygody. Teraz w bazie danych programu jest ponad 4000 rekordów osobowych tworzących około 1500 rodzin (związków). Program umożliwia mi wiele funkcji, które w przypadku dalszego stosowania papierowej kartoteki byłby niemożliwe do zastosowania, a o ile już, to wymagałoby to olbrzymiego nakładu pracy.

Przez pierwsze lata swojej genealogicznej przygody nie korzystałem z poradników i tym podobnych genealogicznych wydawnictw. Używałem co najwyżej słownika języka rosyjskiego i czasami niemieckiego. Jednak pewnego dnia dostałem od kogoś w prezencie fantastyczną książkę –  Małgorzaty NOWACZYK. Dzisiaj nie wiem, jak wcześniej mogłem funkcjonować bez tej książki. Oczywiście na rynku dostępnych wiele różnych poradników - są jednak różnej jakości i przydatności. Zachwalane są głównie dwa: ten, który posiadam  i „Poradnik genealoga-amatora” Rafała T. Prinke.  

Dobry poradnik musi być napisany przystępnym językiem, w formie która "uczy skrycie". Powinien zawierać takie elementy jak: słowniki podstawowych zwrotów łacińskich, rosyjskich, niemieckich, kalendarze przeliczające datę juliańską na gregoriańską, słownik podstawowych pojęć genealogicznych, słownik staropolskich określeń członków rodziny, nazwy i daty ważniejszych świąt i uroczystości stałych, wieczny kalendarz, słowniki imion, liczebniki główne i porządkowe, nazwy miesięcy, dni tygodnia, określenia czasu, formę zapisywania dat – i to wszystko w trzech naszych ukochanych językach (łacinie, rosyjskim, niemieckim). W dobrym poradniku znajdziemy także opisy wielu genealogicznych baz danych na całym świecie, charakterystykę niektórych komputerowych programów genealogicznych i literaturę, która wcześniej, czy później nam się przyda. Wspomniane wyżej dziełko Pani Małgosi przypadło mi do gustu, ponieważ czytając nie zdawałem sobie sprawy, że czytam podręcznik – za każdym razem miałem wrażenie, że czytam lekką, łatwą i przyjemną literaturę. Pani Małgosia opisała także swoje poszukiwania krok, po kroku, swoje błędy i radość z małych sukcesów. Nie musi to być poradnik Pani Małgosi – może to być każdy inny, pod warunkiem, że spełni opisane wymagania…

Co jeszcze jest potrzebne w warsztacie genealoga? Z mojego doświadczenia wynika, że niezbędny jest dobry aparat fotograficzny – przydatny szczególnie wtedy, gdy korzystamy z czytelni mikrofilmów. Oczywiście nie wszędzie pozwalają robić zdjęcia, a już nigdzie nie pozwala się na używanie lampy błyskowej. Dlatego rozsądnym jest posiadanie aparatu o określonych parametrach, umożliwiającego wykonywanie zdjęć przy słabym naświetleniu. Z powodu posiadania aparatu raczej miernej jakości pierwsze moje spotkanie z mikrofilmami było porażką. Zdjęcia były tak ciemne, że odczytanie czegokolwiek było prawie niemożliwe. Wizytę musiałem powtórzyć, marnując przy tym czas. Przydatny może się okazać również skaner ręczny, umożliwiający skanowanie bezpośrednio z monitora czytnika mikrofilmów i ewentualnie dyktafon cyfrowy. Reszta to już typowy sprzęt – komputer, drukarka, skaner. 

JAK I GDZIE ZBIERAĆ INFORMACJE GENEALOGICZNE?

Każdego przyszłego badacza historii rodziny prędzej, czy później czeka wertowanie dziesiątek, a może i setek ksiąg urodzeń, ślubów, zgonów. Bez planowania kolejności da się to zrobić, ale trwa to kilka razy dłużej. Po paru godzinach „siedzenia” w księgach ma się wrażenie, że to już było, że na okrągło ogląda się to samo. Przeglądając księgi metryczne (chrzty, śluby, zgony) notujmy co przeglądamy: jakich nazwisk szukamy, w jakiej parafii, jakie lata, jaki rodzaj aktów i z jakiego źródła korzystamy. Lepiej zmarnować kilka minut na notatki, niż kilka godzin na bezsensowne przeglądanie tych samych ksiąg. Pamięć jest ulotna i lubi płatać nam figle. Gdy się przejrzy kilkadziesiąt, czy kilkaset ksiąg traci się rachubę i wszystko wydaje się „powtórką z rozrywki”. Dla własnych potrzeb założyłem specjalny katalog podzielony na poszczególne parafie, w którym zapisuje rodzaj przeglądanej księgi, lata, poszukiwane nazwiska i ewentualne uwagi (np. brak danego rocznika, brak indeksu lub informacje o pominięciu danego rocznika). W przypadku ksiąg pochodzących z innych źródeł niż udostępnione w Internecie, staram się kopiować również indeksy (spisy urodzin/zaślubin/zgonów). Jest to bardzo przydatne, ponieważ przy jednorazowym przeglądaniu można coś przeoczyć lub źle odczytać. Sprawdziło się to w moim przypadku co najmniej 10 razy. Przy pierwszym przeglądaniu nie znalazłem, a przy drugim – już w domowym zaciszu, odnalazłem bez trudu. Nigdy nie można wierzyć w swój „perfekcjonizm” – człowiek jest istotą omylną i trzeba mieć tego świadomość.

Przez pewien czas byłem częstym gościem czytelni Centrum Historii Rodziny w Warszawie (Mormoni). Ktoś z obsługi tego zacnego miejsca powiedział mi kiedyś kaleczonym polskim, że chyba jestem bardzo cierpliwym człowiekiem skoro daję radę tyle godzin studiować mikrofilmy. Ucieszyłem się, ale to była nieprawda – jestem cholerykiem, którego wykonywanie tej samej monotonnej czynności nudzi już po chwili. No może nudziło, ponieważ właśnie w CHR nauczyłem się tego, co dla genealoga jest podstawą – CIERPLIWOŚCI, DOKŁADNOŚCI, SYSTEMATYCZNOŚCI. Nie potrafię jeszcze tego wszystkiego przełożyć na życie codzienne, ale jeszcze wszystko przede mną… Niecierpliwi niech sobie lepiej poszukają innego hobby. Genealogia wymaga mrówczej pracy i prawie benedyktyńskiej cierpliwości. Brak cierpliwości to największy wróg genealoga. Czasami akt, którego szukamy jest na wyciągnięcie ręki, ale my zniecierpliwieni wielogodzinnym brakiem sukcesu poddajemy się. W parze z niecierpliwością idzie niedokładność  – wpatrywanie się przez wiele godzin w monitor lub księgę powoduje, że zaczynamy pracować „po łebkach”. Gdy w księdze nie występuje wygodny skorowidz to już danego rocznika nie oglądamy. To wielki błąd, ponieważ według prawa Murphy’ego akt, którego szukamy, będzie tam gdzie go nie szukaliśmy.  Powyższe prawo miało w mim przypadku zastosowanie co najmniej kilkanaście razy Z mojego doświadczenia wynika, że „maratony mikrofilmowe” są: po pierwsze niezdrowe, a po drugie pozbawione sensu i logiki. Spędzałem tam nieraz 8-10 godzin dziennie, kilka razy w tygodniu. Efektem takiego „stylu” pracy były błędy i przeoczenia. Moim zdaniem maksymalny czas przeglądania mikrofilmów, czy nawet ksiąg tradycyjnych (możliwy dla ludzkiej percepcji) to najwyżej 3-4 godziny.

Informacje zbieramy oczywiście z różnych źródeł – nie tylko z mikrofilmów, czy ksiąg tradycyjnych. Jednym z bardzo ważnych źródeł są przekazy ustne od żyjących członków rodziny. I to jest bardzo grząski temat… W moim przypadku problem ten początkowo nie istniał, ponieważ nie miałem z kim rozmawiać (nie licząc starszej siostry i żony). Dopiero po jakimś czasie odnalazłem swoją pierwszą rozmówczynię – prawie 90-letnią krewną. Biorąc pod uwagę, że była ona jedynym łącznikiem między mną, a przodkami którzy odeszli, zaatakowałem poczciwą staruszkę tysiącem pytań… Uważałem, że musi mi pomóc, bo to co robię jest ważne dla naszej rodziny. Niestety myliłem się… To co ważne dla mnie, nie musi być ważnym dla kogoś innego. Moja krewna nie chciała „rozdrapywać zaschniętych ran”. Dla niej moje pytania były bolesne, ponieważ przypominały jej o tragicznych losach jej najbliższych – rodziców, rodzeństwa i ciotki. Dla mnie było to odtwarzanie historii, dla niej przeżywanie na nowo tych tragicznych dni. Obraziłem się nawet na swoją krewną, ponieważ stwierdziła, że moja praca przynosi więcej krzywdy, niż korzyści. Zapomniałem, że jesteśmy z zupełnie innych światów. Uważałem, że wszyscy powinni być szczęśliwi z powodu moich poszukiwań i każdemu powinno to sprawiać taką samą radość, jak mi sprawiało. Teraz już wiem, że wspomnienia są materią bardzo delikatną, szczególnie wtedy, gdy dotyczą uczuć, tragedii lub historii, które chciałoby się zapomnieć. Chcąc prowadzić rozmowy na tego rodzaju tematy trzeba się wykazać daleko posuniętym taktem i rozwagą. Bardzo łatwo jest zranić czyjeś uczucia, a bardzo trudno odbudować. Nic nie może być na siłę, na już, z detalami… W tym kontekście od genealoga wymagana jest znajomość psychologii i ludzkich zachowań, a także dyplomacja i subtelność. Nie można komuś wchodzić z buciorami w życie, tak jak ja to zrobiłem. Do takiej rozmowy trzeba się przygotować – spisać sobie pytania, przemyśleć strategię i przede wszystkim wyczuć podejście do tematu swojego rozmówcy. Gdy nie ma chęci i odpowiedniej atmosfery, to lepiej porozmawiać o pogodzie i innych niewinnych tematach. Rozmowę najlepiej byłoby nagrywać, ale również i w tym przypadku musi to się odbyć za pełną aprobatą rozmówcy. Naszemu rozmówcy należy wyjaśnić dlaczego zajmujemy się genealogią, jak dla nas to ważne i co wnosi do życia poznanie historii rodziny. Największy problem jest zawsze z tematami tabu, a takie zdarzają się prawie w każdej rodzinie. W czasie rozmowy ze swoją wiekową krewną zrobiłem podstawowy błąd – rozmawiając na jeden z „tematów tabu” powiedziałem to, co sam na ten temat wiedziałem. Okazało się, że moja krewna znała bardzo u lukrowaną wersję wydarzeń, a moja (zgodna z prawdą) wręcz ją poraziła. Nie dowiedziałem się niczego nowego, przyprawiłem starowinkę prawie o zawał serca i skutecznie zniechęciłem ją do dalszym rozmów… 

Kolejne istotne źródło informacji genealogicznych to oczywiście Internet, ale nie mam tu na myśli portali, na których publikowane są oryginalne księgi parafialne lub USC.  Internet przepełniony jest niewyliczalną wręcz ilością przeróżnych informacji – niektóre wynikają ze źródeł i są opracowane z pełną starannością, a inne stekiem pozlepianych słów i przeinaczeń – to tzw. szum informacyjny. W Internecie można odnaleźć naprawdę dużo ciekawego materiału, który może być dla genealoga bardzo pomocny. Trzeba jednak pamiętać, że należy odsiać ziarno od plew, ponieważ inaczej można zabrnąć w ślepy zaułek. Doskonałym źródłem informacji mogą być zdygitalizowane zbiory archiwalne, czyli różnego rodzaju biblioteki cyfrowe. Wymienienie wszystkiego, co może przydać się w poszukiwaniach genealogicznych byłoby zbędną strata czasu. Na pewno będą to książki teleadresowe, gazety, nekrologii, księgi meldunkowe i innego rodzaju spisy (rejestry) mieszkańców stałych, stare przewodniki, słowniki, mapy, kroniki, itp. Tego rodzaju pozycje można znaleźć bez trudu. Bardzo cennym źródłem, głównie z okresu międzywojennego, mogą być Dzienniki Rozkazów Wojskowych, Roczniki Oficerskie, Dzienniki Personalne Ministerstwa Spraw Wojskowych, a nawet Dzienniki Wojewódzkie (poszczególnych województw). Dzięki tym ostatnim, a dokładnie Białostockiemu Dziennikowi Wojewódzkiemu, dowiedziałem się o swoich bliskich krewnych „po mieczu” – rodzeństwo mojego dziadka i babci. W tego rodzaju wydawnictwach funkcjonowała dosyć pokaźna grupa tematyczna np. zagubione dokumenty, scalenia gruntów, unikający służby wojskowej, wezwanie spadkobierców, ogłoszenia, wyznaczenie na stanowisko, listy gończe, itp. Niestety odnalezienie czegokolwiek to przeważnie wycieczka „na piechotę”, czyli przeglądanie strona, po stronie. 

Dla szukających informacji o swoich przodkach z kresów obowiązkowymi pozycjami będą oczywiście: wszelkie rejestry podymnego  Wielkiego Księstwa Litewskiego i spisy urzędników WKL z XVI-XVIII wieku – opracowane w większości przez Andrzeja Rachubę. W tych źródłach również odnalazłem swoich przodków. Niestety, wydawnictwa te są w bardzo ograniczonej dostępności. O portalach Towarzystw genealogicznych nie będę się rozpisywał, bo to jest chyba oczywiste. Każdy poszukiwacz musi tam zajrzeć. Wspomnę może dodatkowo o niektórych portalach organizowanych w ramach określonych projektów genealogicznych – np. „POZNAN PROJEKT” projekt indeksacji małżeństw z Wielkopolski z lat 1800-1899 (http://poznan-project.psnc.pl/), „BASIA – baza Systemu Indeksacji Archiwalnej” (http://www.basia.famula.pl/). Wymienienie wszystkich możliwych portali jest chyba niemożliwe.

Wszystko zależy od danej potrzeby i poszukiwanej lokalizacji. O ile ktoś szuka przodków lub krewnych na świecie to na pewno przydatne będą portale:

„FAMILYSEARCH” (https://familysearch.org/)

„ELLIS ISLAND” (http://libertyellisfoundation.org/passenger)

i tak można wymieniać bez końca…

Chcąc zakończyć jednym zdaniem należałoby powiedzieć: gdzie szukać – wszędzie, a jak szukać – cierpliwie…

MĄDROŚCI Z AKTÓW PŁYNĄCE...

Dla każdego badacza historii rodziny najistotniejszym źródłem wiedzy są akty metrykalne dotyczące urodzin/chrztów, ślubów i zgonów. Początkowo traktowałem każdy odnaleziony akt jak wyrocznię. Przecież to dokument, a więc muszą w nim być tylko i wyłącznie sprawdzone fakty. Wcześniej napisałem już o przygodach związanych z nazwiskami, imionami  i wiekiem stawających, więc teraz ten temat pominę. Po jakimś czasie zrozumiałem, że akty nie są wyrocznią, ponieważ sporządzali je ludzie, którzy bywają ułomni, leniwi, niedokładni, nierzetelni.

Początkowo czytałem akty w całości. W przypadku aktów obcojęzycznych wykonywałem tłumaczenie i odkładałem taki akt z tłumaczeniem do archiwum, wykorzystując tylko dane podstawowe. Miałem do czynienia zwykle z aktami spisywanymi w języku rosyjskim i w łacinie w przypadku starszych aktów. Moja niechęć do poradników spowodowała, że nie miałem wiedzy o specyfice spisywania aktów. Dopiero po pewnym czasie zauważyłem, że są one zapisane według określonego schematu. Właśnie wtedy zacząłem czytać akty pobieżnie zwracając uwagę tylko na interesujące mnie fragmenty – nazwiska, daty, miejsca.   Było to błędem, ponieważ w aktach pojawiały się również drobne, aczkolwiek bardzo istotne informacje. Przez lenistwo wielokrotnie nie zauważałem tego, co miałem podane na tacy – np. przez dłuższy czas nie mogłem odnaleźć informacji o rodzicach probanta. Miałem jego akt ślubu, ale nie zauważyłem, że urodził się on w innym miejscu niż brał ślub. Z uporem maniaka wertowałem księgę urodzeń tej parafii poszukując jego aktu urodzenia. Było to dodatkowo utrudnione, ponieważ księgi nie zawierały skorowidzów, tak więc musiałem sprawdzać rok po roku, akt po akcie… Było to straszliwe marnotrawstwo czasu, wynikające z lenistwa i niedokładności… Aktu oczywiście nie znalazłem. Po latach, gdy moje podejście do genealogii uległo diametralnej zmianie, powróciłem do wspomnianego aktu ślubu. Tym razem przeczytałem każde słowo. Wyobraźcie sobie moje zdziwienie, gdy w jednym ze zdań zauważyłem miejsce pochodzenia pana młodego – wieś i parafia. Tego samego dnia dotarłem do ksiąg tej parafii i w ciągu zaledwie kilku godzin odnalazłem cztery pokolenia przodków wspomnianego pana młodego i całe rzesze jego krewnych.

Uważne czytanie i analizowanie aktów może się niejednokrotnie przyczynić do sukcesu – niewinny zapis w akcie dotyczący zawodu przyczynił się do zbudowania dosyć pokaźnego drzewa probanta. Kiedyś, tak zupełnie od niechcenia, wpisałem w google nazwisko probanta, zawód i miejsce. Jakie było moje zdziwienie, gdy wyskoczyło kilka odnośników do ciekawych dokumentów. Okazało się, że wspomniany probant był znanym i cenionym w okolicy rzemieślnikiem należącym do cechu. Odnalazłem archiwalne dokumenty tego cechu oraz dosyć szczegółową monografię probanta, z której mogłem odtworzyć historię jego życia. W ten sposób kolejny raz sam sobie udowodniłem, że dokładne czytanie i analizowanie informacji odnalezionych w aktach jest podstawą pracy genealoga.

Czasami informacją niezwykle cenną jest miejsce zamieszkania. W niektórych aktach zapisywano konkretny numer domu/gospodarstwa w danej wsi, np. „zamieszkały w Ostrowach pod numerem 15”. Taką informacje zamieszczano niemalże w każdym z XIX wiecznych aktów dotyczących warszawskich parafii. Nieraz taka informacja do niczego nam się nie przyda, ale czasami może okazać się bezcenna. W Internecie można odnaleźć wiele dokumentów dotyczących taryf domów z wykazami właścicieli, wykazów meldunkowych itp. dokumentów.     

To, że się ktoś urodził wcale nie oznacza, że jego akt urodzenia będzie zapisany w księdze urodzeń…Z taką niespodzianką spotkałem się wielokrotnie. Problem ten dotyczył aktów dzieci urodzonych z nieprawego łoża. Ksiądz, zapewne dla napiętnowania takiego grzechu, zapisywał akt w księdze zgonów lub na odwrót…

KSIĘGA RODZINNA...

Zebranie materiałów i ich uporządkowanie, to chyba nie wszystko. Wpisanie danych do bazy, dołączenie zdjęć i dokumentów, to oczywiście bardzo ważne czynności, ale efekty tej pracy są z reguły mało zrozumiałe dla innych członków rodziny. Przez lata pracy genealogicznej zdobyłem dosyć duże doświadczenie w pisaniu różnego rodzaju opracowań genealogicznych. Jednym z tego rodzaju opracowań jest właśnie „Księga rodzinna”. Musiałem przyjąć jakąś zasadę, ponieważ zgrupowanie całej wiedzy o rodzinie w jednej księdze byłoby raczej niemożliwe. Księgę rodzinną tworzą więc SAGI podzielone na tomy poświęcone poszczególnym liniom. I tak np. odnośnie moich przodków po kądzieli - TYKWIŃSKICH powstało (powstaje) kilka tomów. Poniżej przedstawiam link do jednego z nich: Saga rodu TYKWIŃSKICH tom IV – Jędrzejowskie szlaki…

http://www.slideshare.net/PiotrCypla/jdrzejowskie-szlaki/1

Opowieść poświęcona jest rodzinie Zygmunta TYKWIŃSKIEGO – przyrodniego brata mojego dziadka Mieczysława. Gdy w swoich poszukiwaniach genealogicznych doszedłem do spisywania historii tej części rodziny, nie wiedziałem jeszcze o istnieniu Cioci Ireny i jej potomków. Ten fragment rodzinnej sagi planowałem zamknąć w kilkudziesięciu zdaniach, ponieważ wiedza, którą wtedy posiadałem nie pozwalała na spisanie większej opowieści. Uznałem, że tak jak kilkadziesiąt tysięcy mieszkańców Woli stali się ofiarami bestialskiej rzezi sprawionej przez hitlerowskiego okupanta. Przyjętą hipotezę wydawał się potwierdzać napis wyryty na pomniku upamiętniającym mord mieszkańców Woli w sierpniu 1944 roku. Na granitowej tablicy dłuto rzeźbiarza wykuło: „OŻAROWSKA 15A – 5 OSÓB”. To był właśnie adres pod którym w 1944 roku według mojej ówczesnej wiedzy mieszkał Zygmunt Tykwiński i jego cała rodzina. Jak zwykle we wszystkim jest ziarno prawdy. Tak też i w tym przypadku. Historia tej rodziny posiada niezwykle dramatyczną wymowę – opisuje przeznaczenie, przed którym nie ma ucieczki…

Czy taka forma spisywania historii rodziny jest prawidłowa i wystarczająca, pozostawiam już Państwa ocenie. Dla zainteresowanych tworzeniem „Księgi rodzinnej” podaje jeszcze kilka linków do moich opracowań:

Historia rodu Talko-Hryncewicz:

http://www.slideshare.net/PiotrCypla/rd-talkohryncewicz

Uzupełnienia do historii rodu Hryncewiczów:

http://www.slideshare.net/PiotrCypla/hryncewicz-materiay-uzupeniajce

Historia ostatniego dziedzica na Krasnem – hr. Ludwika Józefa Adama Krasińskiego

 http://www.slideshare.net/PiotrCypla/ludwik-jzef-adam-krasiski

JAK TŁUMACZYĆ ROSYJSKOJĘZYCZNE AKTY...

Akty metrykalne spisywane w języku rosyjskim – wielu z nas ma z nimi ciągle do czynienia. Niejednokrotnie bariera językowa uniemożliwia uzyskanie informacji, które mogą nasze poszukiwania posunąć do kolejnych etapów – informacji, które mamy przecież przed oczyma…

ODROBINA HISTORII

Obowiązek rejestrowania (prowadzenia rejestrów) chrztów i małżeństw w Kościele Katolickim wprowadzono dopiero w 1563 roku uchwałami soboru trydenckiego, potwierdzony w trakcie synodu piotrkowskiego z 1607 roku, kiedy to dodatkowo wprowadzono również obowiązek prowadzenia rejestrów bierzmowanych i przyjmujących Najświętszy Sakrament na Wielkanoc. Obowiązek prowadzenia rejestrów zmarłych wprowadzono dopiero w 1631 roku. Do 1808 roku księgi metrykalne spisywane były po łacinie.  Dosyć istotne zmiany wprowadza dopiero Konstytucja Księstwa Warszawskiego z 22 VII 1807 roku (artykuł 69) i dekretu króla saskiego i księcia warszawskiego Fryderyka Augusta z 27 I 1808 roku. Na mocy tych dokumentów wprowadzono Kodeks Napoleona, zgodnie z którym powołano świeckie urzędy stanu cywilnego. Tego rodzaju urzędy funkcjonowały w każdej gminie Księstwa Warszawskiego dla wszystkich religii i wyznań łącznie. Teoretycznie na czele tych urzędów mieli stanąć urzędnicy świeccy, jednak w praktyce czynności rejestracji stanu cywilnego nadal wykonywali katoliccy proboszczowie. Księgi stanu cywilnego spisywano w dwóch egzemplarzach, tzw. unikacie i duplikacie. Kolejne zmiany nastąpiły w 1825 roku w związku z wejściem w życie Kodeksu Cywilnego Królestwa Polskiego. Akta stanu cywilnego zostały połączone z metrykami kościelnymi poszczególnych wyznań, a przełożony parafii danego wyznania pełnił jednocześnie funkcję urzędnika stanu cywilnego. Do końca 1867 roku (w niektórych parafiach nawet do maja 1868 roku) akty spisywano w języku polskim. Jednak oficjalnie, począwszy od 
1 I 1868 roku w wyniku ograniczenia autonomii Królestwa Polskiego księgi prowadzono tylko 
i wyłącznie w języku rosyjskim. System rejestracji stanu cywilnego wprowadzony w 1825 roku utrzymał się mniej więcej do 1916 roku, czyli do czasu wyzwalania ziem polskich spod zaboru rosyjskiego  - od tego czasu wszelkie akty ponownie spisywano w języku polskim. 

JĘZYKOWE ZAWIŁOŚCI

Największym problemem w „odszyfrowaniu” rosyjskojęzycznych aktów nie jest jednak język, lecz charakter pisma osoby tworzącej dany akt, ponieważ akty spisywane były tylko i wyłącznie pismem odręcznym. Od zdolności i sumienności piszącego zależy więc stopień trudności pracy, którą musimy włożyć w odczytanie aktu. W tym miejscu nieodzowna wydaje się chociażby znajomość rosyjskiego alfabetu. Należy pamiętać, że część liter tego alfabetu wygląda identycznie jak znane nam polskie litery – ich znaczenie jest jednak całkowicie różne. Rosyjska litera „B” to polskie „W”; „C” to „S”;  „P” to „R”; „Y” to „U”, itd. W cyrylicy nie występują typowe polskie ą, ę, ć, ń, ś, ź. Nie występują także typowe dla języka polskiego znaki rz, ci, si, ni… Pomimo różnic obydwa języki należą do grupy języków słowiańskich – polski do zachodniosłowiańskich, a rosyjski do wschodniosłowiańskich. Potocznie uważa się że są to języki bardzo do siebie podobne. Alfabet rosyjski i polskie odpowiedniki poszczególnych znaków odnajdziemy chociażby w „Wikipedii”.

https://pl.wikipedia.org/wiki/J%C4%99zyk_rosyjski

Język, charakter pisma to nie jedyni nasi wrogowie. Wielkie znaczenie mają papier na jakim był spisywany akt, atrament jakiego użyto i ogólnie rzecz ujmując stan danej księgi. Biorąc pod uwagę, że większość z nas korzysta z dobrodziejstw digitalizacji aktów pozostaje jeszcze niedogodności związane z techniką, a więc jakość sprzętu na jakim wykonano kopię, rozdzielczość, kompresja, itd. Odrzućmy jednak kwestie techniczne na bok, a skupmy się na grafologii, ponieważ to właśnie ona niejednokrotnie odegra kluczową rolę. Z mojego doświadczenia wynika, że w większości XIX/XX wiecznych parafii spisywaniem aktów zajmowała się jedna, maksymalnie dwie osoby. Czasami czyniły to długimi latami… Dla nas poszukiwaczy jest to bardzo dobra wiadomość, ponieważ przeglądając dziesiątki aktów spisanych przez jedną i tę samą osobę możemy przyzwyczaić się do charakteru i specyfiki jej pisma. Możemy poznać charakterystyczne zawijasy i sposoby pisania poszczególnych liter lub słów – będą one dla jednej osoby zawsze takie same. Największy problem w tłumaczeniu sprawiają przeważnie wszelkie nazwy (miejscowości, parafie, zawody) i oczywiście imiona i nazwiska, o ile obok nich nie występuje polskie tłumaczenie. A nawet o ile takowe tłumaczenie występuje nie ma żadnej gwarancji, że jest to forma poprawna. W przypadku moich poszukiwań największy problem miałem zawsze z nazwiskiem swoich przodków po kądzieli – TYKWIŃSKI. W aktach rosyjskojęzycznych zapisywani byli naprawdę przeróżnie: Tыкфинский (Tykfinskij), Tиквинъски (Tikwiński), Tыквински (Tykwinski), itp. Dobrą praktyką jest porównanie zapisu rosyjskiego z wpisanym do aktu polskim tłumaczeniem. Dla początkujących „tłumaczy” problemem mogą być również imiona, które bardzo często przeinaczane były na rosyjsko brzmiące, np.: Фома (Tomasz), Иван (Jan), Матвей  (Mateusz lub Maciej), Юрий (Jerzy), Николай (Mikołaj), itd.


Na wszystko jest jednak jakaś metoda… Na rynku dostępne są przeróżnej jakości i treści poradniki genealogiczne. W większości z nich zamieszczane są niezwykle przydatne indeksy, np. nazwy miesięcy, dni tygodnia, imiona, zawody, nazwy świąt oraz słowa (zwroty) najczęściej występujące w aktach metrykalnych. W każdym z takich poradników indeksy dotyczą łaciny oraz niemieckiego i rosyjskiego. Do dnia dzisiejszego korzystam z rewelacyjnego moim zdaniem poradnika Pani Małgorzaty Nowaczyk. Nazwy geograficzne wymagają sięgnięcia do innych źródeł, np. do Skorowidza Królestwa Polskiego z 1877 roku. Tam odnajdziemy nie tylko nazwy miejscowości, ale także do jakiej guberni, powiatu, gminy, poczty, czy też parafii należały. Oczywiście bardzo pomocna będzie także dokładna mapa rejonu skąd pochodzi dany akt. Nie warto zrażać się gdy nie możemy czegoś odczytać. Zapisujmy wtedy pojedyncze litery, a w miejsce tych, których nie możemy odczytać wstawiajmy po prostu kropki. Olśnienie czasami przychodzi nagle i zupełnie niespodziewanie...

 DATY I GODZINY

W każdym akcie metrykalnym spisanym po styczniu 1868 roku odnajdziemy podwójne datowanie spisywane nieodmiennie w formie tekstowej, a nie cyfrowej. Dwoistość dat spowodowana była niczym innym jak jednoczesnym występowaniem dwóch kalendarzy. Jako pierwszą podawano zawszę datę według kalendarza juliańskiego (odziedziczonego po naszych rosyjskich zaborcach), natomiast drugą według obowiązującego u nas do dzisiaj kalendarza gregoriańskiego. Różnica między jedną a drugą datą wynosi 12 dni lub 13 w przypadku lat przestępnych. Z reguły zapisywano datę w określonym porządku: dnia, miesiąca, roku. Spotkałem się jednak z zapisami, gdzie na początku wymieniano rok, a później miesiąc i dzień. Godziny zapisywano w cyklu dwunastogodzinnym – dlatego też w aktach występują zawsze określenia pory dnia, np.: утроутром (ranek, poranek, przedpołudnie); пополудни (po południu); вечером (wieczorem); ночью (w nocy). 

CHARAKTERYSTYKA AKTÓW

W księgach metrykalnych spisywanych w obszarze dawnego Królestwa Polskiego spotyka się dwie formy zapisu danych: narracyjną i tabelaryczną. W zaborze rosyjskim najczęściej spotykana była pierwsza z wymienionych form. W akcie, w roli narratora występował proboszcz danej parafii.  Księgi metrykalne spisywane były według określonego schematu – nas interesują głównie obowiązujące od 1868 roku. Akty spisywano  przy użyciu cyrylicy, co było rezultatem rusyfikacyjnej polityki zaborcy po upadku Powstania Styczniowego. W zależności od rodzaju aktu możemy z niego wydobyć określone interesujące nas informacje. Czasami w aktach oprócz danych schematycznych pojawiają się także bardzo miłe niespodzianki. W akcie ślubu wdowca (wdowy) może się pojawić dokładna data i miejsce zgonu pierwszego współmałżonka. W akcie zgonu bardzo często występują informacje o osieroconych dzieciach lub owdowiałej żonie. W aktach chrztu/urodzin mogą zostać zapisane informacje np. o koligacjach rodzinnych stawających do aktu (stryj dziecka, dziadek, ciotka, itp.)

Akty chrztów/urodzenia

Z XIX/XX-wiecznych aktów urodzenia/chrztu oprócz numeru (pisanego na marginesie) możemy uzyskać następujące dane (według kolejności wystąpienia):

  • miejsce spisania aktu (nazwa parafii lub miejscowości),
  • data chrztu (dzień, miesiąc, rok, godzina),
  • dane ojca dziecka (imię, nazwisko, wiek, profesję lub status społeczny),
  • dane świadków aktu (imię, nazwisko, wiek, miejsce zamieszkania, czasami stopień pokrewieństwa z dzieckiem – o ile takie występuje),
  • płeć dziecka,
  • datę urodzenia (dzień, miesiąc, rok, godzina),
  • miejsce urodzenia (parafia, wieś, numer domu),
  • dane matki dziecka (imię, nazwisko, nazwisko rodowe, wiek),
  • imię (imiona) dziecka,
  • dane rodziców chrzestnych (imię, nazwisko, czasami miejsce zamieszkania),
  • dane księdza udzielającego chrztu.

Pierwsza podwójna data wymieniona w akcie dotyczy chrztu, natomiast kolejna narodzin dziecka. Standardowo akt urodzenia/chrztu spisywany w latach 1868-1916 wyglądał w następujący sposób:

„Działo się w/we (Состоялось вь) wsi (деревни) <nazwa> dnia (дня) <dzień i miesiąc według kalendarza juliańskiego> / <dzień i miesiąc według kalendarza gregoriańskiego>tysiąc osiemset siedemdziesiątego siódmego roku (тысяча восемсот семдесять ceдьмого года) o pierwszej po południu (в первомь часу по полудни).Stawili się osobiście (Явился лично) <imię i nazwisko ojca dziecka> <profesja, np. wyrobnik> (поденщик) zamieszkały we wsi <nazwa> (жительствующий в деревни………)  <wiek, np.trzydzieści lat liczący> (тридцати леть оть роду) w obecności (в присутствии) <imię i nazwisko pierwszego świadka> <wiek np. pięćdziesiąt lat liczącego> (пятидесяти леть оть роду) i (и) <imię i nazwisko drugiego świadka> <wiek np. siedemdziesiąt lat liczącego> (семдесять леть оть роду) obu wyrobników zamieszkałych we wsi <nazwa wsi> (обоихъ поденщиковъ жительствуйущих в деревни ………….) i okazali nam dziecię płci męskiej oświadczając (и предъявили нам младенца мужеского пола, объявляя) że urodziło się ono we wsi <nazwa> (что онъ родился в деревни ………..) dnia (дня)<dzień i miesiąc według kalendarza juliańskiego> / <dzień i miesiąc według kalendarza gregoriańskiego> tysiąc osiemset siedemdziesiątego siódmego roku (тысяча восемсот семдесять ceдьмого года) o godzinie pierwszej po południu z jego prawowitej małżonki (в первом часу по полудни отъ законной его жены) <imię matki dziecka> z urodzenia (урожденной) <nazwisko rodowe> <wiek, np. dwadzieścia lat liczącej>(двадцати летъ отъ роду). Dziecięciu temu na Chrzcie Świętym odbytym w dniu dzisiejszym (Младенцу тому при Святомъ Крещении совершенномъ сего числа)dano imię <imię dziecka>, a rodzicami chrzestnymi byli (а восприесиниками были)<imię i nazwisko ojca chrzestnego> i (и) <imię i nazwisko matki chrzestnej>. Akt ten stawającemu i świadkom nieumiejącym pisać przeczytany a następnie przez nas tylko podpisany (Акт сей объябляющему и свидателям неумеющим писать прочитанъ и затемъ нам только подписанъ). <imię i nazwisko księdza>”

Oczywiście akty mogą różnić się drobnymi szczegółami. Zamiast wsi(деревни) mogą być użyte słowa parafia(приход),  osada (селo) lub miasto (город). W przypadku, gdy ojciec dziecka lub świadkowie byli piśmienni nie pojawi się zapis o ich niepiśmienności. W przypadku dzieci ślubnych (z prawego łoża) fakt urodzenia dziecka zgłaszał zawsze ojciec – to on był zawsze wymieniany jako pierwsza osoba występująca w akcie. Wyjątkiem od tej reguły była jedynie śmierć ojca przed narodzeniem dziecka lub jego nieobecność spowodowana np. służbą wojskową. Wtedy ojciec dziecka był wymieniany tuż przed zapisem świadczącym o matce. Niewystąpienie ojca w akcie było przeważnie uzasadniane. Gdy dziecko było panieńskie, zgłoszenie narodzin z reguły czyniła akuszerka odbierająca poród, a nie matka tak jak niektórzy uważają. W akcie występowało dwóch świadków – byli to zawsze mężczyźni. Jeden z nich mógł być jednocześnie ojcem chrzestnym dziecka, co zostaje potwierdzone odpowiednim zapisem w dalszej części aktu. Bardzo często spotykaną praktyką było, że żona drugiego świadka była matką chrzestną dziecka. Informacje o świadkach i rodzicach chrzestnych mogę niejednokrotnie stać się bardzo ważną informacją genealogiczną. Wielokrotnie stawający byli bliska rodziną rodziców dziecka – rodzeństwo, rodzice, kuzyni. Pokrewieństwo jednak nie zawsze było sygnalizowane w akcie. W swoich poszukiwaniach spotkałem się z przypadkami, gdy dziadek dziecka opisywany był jako sąsiad. Warto jest również zwracać uwagę na miejsce zamieszkania (pochodzenia) stawających, szczególnie gdy opisani są jako krewni dziecka. Kiedyś dzięki informacji o parafii z jakiej pochodził świadek będący jednocześnie stryjem dziecka odnalazłem kolejne ścieżki poszukiwań. Nieraz informacje o świadkach nie mają większego znaczenia, ponieważ są to osoby będące w danej chwili łatwo dostępne, np. sąsiedzi, kościelni, organiści. Świadkami lub rodzicami chrzestnymi mogli być również oficjele mogący „podnieść” rangę ceremonii (dziedzic, wójt, itp.). W tym miejscu należy zwrócić uwagę na pewien bardzo istotny fakt. Dane rodziców i imię (imiona) dziecka podawali z zasady rodzice chrzestni - im słabiej znali rodzinę dziecka, tym większe było prawdopodobieństwo pomyłek lub podania informacji nieprawdziwych. Przeważnie z tego właśnie powodu nazwisko ojca, wiek lub nazwisko rodowe matki ulegały licznym przekłamaniom. 

Na przełomie XIX/XX wieku panowała bardzo duża śmiertelność wśród niemowląt. Dlatego też Chrzest odbywał się zwykle następnego dnia po urodzeniu i dzień tygodnia nie miał tu najmniejszego znaczenia. Bywały oczywiście odstępstwa od tej reguły – często można w aktach spotkać zapisy, że ceremonia odbyła się z opóźnieniem z takiego, czy innego powodu. W zamożnych rodach szlacheckich lub mieszczańskich panował zwyczaj ceremonii dwustopniowej – po narodzeniu dziecka chrzczono je w domu (dworze) „z wody", a dopiero po jakimś czasie (przeważnie po kilku tygodniach) uzupełniano ceremonie w kościele. Było to konieczne ze względu na zapewnienie odpowiedniej oprawy ceremonii. Na tego rodzaju uroczystości zjeżdżali się krewni, a oprócz rodziców chrzestnych występowali także asystujący (niejednokrotnie dwie, trzy pary). W księdze chrztów notowano wtedy również informacje o asystujących, nie zapominając  o ich tytułach i sprawowanych urzędach. Funkcję rodziców chrzestnych lub asystujących pełniły zwykłe osoby dorosłe, czasami małżeństwa. 

Akty zgonów

Akty zgonów spisywane w latach 1868-1916 różnią się w swojej konstrukcji z przyczyn oczywistych od opisanych wcześniej aktów urodzenia/chrztów. Kolejność pojawiających się informacji nie była już tak oczywista i w znaczącym stopniu zależała od „rodzaju” zmarłego. W przypadku śmierci dziecka akt dostarczał zawsze informacje o jego imieniu, nazwisku, wieku, miejscu śmierci, imionach rodziców, nazwisku rodowym matki i w większości przypadków o miejscu urodzenia. Zgłaszającym śmierć dziecka nie zawsze był ojciec – mogły to być zupełnie przypadkowe osoby, np. szpitalny posługacz, dziad kościelny, sąsiad. Podobnie działo się w przypadku osoby w podeszłym wieku – wtedy zapisane informacje były szczątkowe (np. imiona rodziców – przeważnie nieznane) i podawane w sposób przybliżony (np. odnośnie wieku zmarłego).  Gdy zejście osoby starszej zgłaszał ktoś z rodziny można zakładać, że były one wiarygodne. W przypadku, gdy zmarły pozostawił owdowiałego współmałżonka taka informacja z reguły pojawiała się w akcie. Niejednokrotnie pojawiały się również informacje o osieroconych dzieciach. O wiele więcej informacji pojawiło się w akcie osoby, która urodziła się i zmarła w tej samej parafii – w takim przypadku niejednokrotnie pojawiał się zapis o miejscu urodzenia, a nawet data. Bez względu na „rodzaj” zmarłego, w akcie zawsze ujęte były następujące informacje (według kolejności wystąpienia):

  • data i miejsce spisania aktu,
  • imię, nazwisko, zawód, wiek i miejsce zamieszkania osoby zgłaszającej,
  • data, miejsce i godzina zejścia,
  • imię, nazwisko i wiek zmarłego,
  • imię i nazwisko księdza spisującego akt.

Standardowo akt zejścia dziecka spisywany w latach 1868-1916 wyglądał w następujący sposób:

„Działo się w/we (Состоялось вь) wsi (деревни) <nazwa> dnia (дня) <dzień i miesiąc według kalendarza juliańskiego> / <dzień i miesiąc według kalendarza gregoriańskiego>tysiąc osiemset siedemdziesiątego siódmego roku (тысяча восемсот семдесять ceдьмого года) o pierwszej po południu (в первомь часу по полудни).Stawili się osobiście (Явился лично) <imię i nazwisko pierwszego świadka> <wiek np. pięćdziesiąt lat liczącego> (пятидесяти леть оть роду) i (и) <imię i nazwisko drugiego świadka> <wiek np. siedemdziesiąt lat liczącego> (семдесять леть оть роду) obaj wyrobnicy zamieszkali we wsi <nazwa wsi> (обa поденщики жительствующи в деревни ………….) i oświadczyli że we wsi (и обьявили что вь деревни) <nazwa wsi> dnia (дня) <dzień i miesiąc według kalendarza juliańskiego> / <dzień i miesiąc według kalendarza gregoriańskiego> bieżącego roku o godzinie drugiej po południu umarł (umarła) (текyщего года въ два часа по полудни, умерла/умерла) <imię i nazwisko zmarłego> <wiek, np. cztery lata licząca> (четырех летъ отъ роду) urodzona we wsi <nazwa wsi> (родивилаяся въ деревни) <nazwa wsi> córka (дочъ) <imię ojca> i żony jego (ижены его) <imię matki> z urodzenia(урожденной) <nazwisko rodowe matki> małżonków (cyпpaгов) <nazwisko małżonków> zamieszkała przy rodzicach we wsi <nazwa wsi> (проживающчая при родителях в деревни ………….). Po naocznym przekonaniu się o zgonie <imię i nazwisko zmarłej> (По на очномъ удостовоарении о кончини ……………..) akt ten stawającym nieumiejącym pisać przeczytany a następnie przez nas tylko podpisany.(Акт сей присутствующимъ неумеющимъ писать прочитанъ и нами только подписань.) <podpis księdza>

Niekiedy akty zejścia (zgonu) bywają kopalnia wiedzy genealogicznej, jednak bardzo często pozostawiają genealoga z brakiem odpowiedzi na wiele pytań i świadomością, że doszukanie się czegokolwiek więcej będzie trudne lub wręcz niemożliwe. 

Akty ślubów

To mój ulubiony rodzaj aktów – w nich zawsze najwięcej informacji pozwalających na posunięcie poszukiwań o kolejne pokolenie przodków. W odróżnieniu od skąpych aktów łacińskich spisywanych do 1808 roku, akty ślubów spisywane w latach 1868-1916 są wręcz wypełnione wiedzą. Konstrukcja aktu zawsze taka sama:

  • data i miejsce spisania aktu (jednocześnie jest to data ślubu),
  • imiona i nazwiska świadków (przeważnie również ich wiek, profesja i miejsce zamieszkania),
  • dane pana młodego (imię, nazwisko, wiek, miejsce urodzenia, miejsce zamieszkania, profesja, stan cywilny),
  • dane rodziców pana młodego (imiona, nazwisko rodowe matki, miejsce pochodzenia, określenie czy w chwili spisywania aktu żyją),
  • dane panny młodej (imię, nazwisko, wiek, miejsce urodzenia, miejsce zamieszkania, profesja, stan cywilny),
  • dane rodziców panny młodej (imiona, nazwisko rodowe matki, miejsce pochodzenia, określenie czy w chwili spisywania aktu żyją),
  • daty i miejsce zapowiedzi,
  • informacje o ewentualnych umowach przedmałżeńskich,
  • informacje o księdzu udzielającym ślubu lub dopełniającym sakramentu.

W akcie oprócz miejsca urodzenia małżonków niejednokrotnie wymieniane są dokładne daty i parafie z jakich pochodzą wypisy aktów urodzenia. W przypadku wdów i wdowców bardzo często podawane są imiona poprzednich małżonków, a nawet dokładne ich daty śmierci. Nie spotkałem się jeszcze z przypadkiem sfałszowania lub ukrycia stanu cywilnego w trakcie ślubu. Akty tego rodzaju przedstawiają bardzo dużą wiarygodność, ponieważ obowiązkowo były sporządzane na podstawie przedstawionych dokumentów (aktów urodzenia, zejścia poprzednich małżonków, a także rodziców). Rzadko kiedy świadkami były osoby zupełnie obce, czy przypadkowe. Niejednokrotnie była to najbliższa rodzina którejś ze stron lub obydwu. Dlatego też warto takie akty analizować słowo, po słowie. Dla zobrazowania ilości „skarbów” występujących w aktach ślubu posłużę się aktem drugiego małżeństwa mojego pradziadka po kądzieli:

 „Działo się w mieście Warszawa w parafii św. Krzyża(Состоялось вь гоpoдeBapшава вь пpнхoдe Cв. Kpecтa) dnia (дня) <dzień i miesiąc według kalendarza juliańskiego> / <dzień i miesiąc według kalendarza gregoriańskiego>tysiąc osiemset dziewięćdziesiątego dziewiątego roku (тысяча восемсот девянocтo    дeьятого года) o pierwszej po południu (в первомь часу по полудни). Oświadczam, że w obecności świadków (Oбьлявляeмь что вьприсутствиeни свиде́тельeи) <imię i nazwisko pierwszego świadka> liczącego lat 70 stryja pana młodego (…………. семдесять леть оть роду дядeи молодого) i (и) <imię i nazwisko drugiego świadka> fabrykanta lat 34 zamieszkałego w Kole pod Warszawą (…………….. фабрикантaтридцати пять леть оть роду жительствующий вь деревни Koлo подь Bapшaвoю) zawarto tego dnia religijny związek małżeński między (заключeнo ceго числa peлигиозныйбра́чный союз междy) <imię i nazwisko pana młodego> wdowcem po <imię> urodzonej <nazwisko rodowe> zmarłej w mieście Warszawie dnia <dzień i miesiąc według kalendarza juliańskiego> / <dzień i miesiąc według kalendarza gregoriańskiego> tego roku w parafii św. Andrzeja, (…………..вдовцoм пocлe ……………. yрожденной ……………. , yмеpлoй вь гоpoдe Bapшава   дня …………../………….. текyщего года            вь пpнхoдe Cв. Андрейa), zamieszkałym we wsi Koło pod Warszawa urodzony we wsi Prusinowice powiatu Pułtuskiego(жительствующим в деревни Koлo подь Bapшaвoю рождённый вь деревни Прусиновицe Пyлтуского Уeздa) synem Franciszka i Anieli urodzonej <nazwisko rodowe matki>, (cынoм Фрaнцишкa 
и Aнeли yрожденной ………………………) 
małżonków <nazwisko małżonków>(cyпpaгов ………………….)  trzydzieści dwa lata liczącego (тридцати двyх леть оть роду), a <imię i nazwisko panny młodej> (a …………………..) panną przy krewnych zamieszkałą (девицy при родственникaх жительствующeю) w mieście Warszawa <nazwa ulicy> pod numerem <numer domu> (вь гоpoдe Bapшава  пo yлицы ……………….. пoд нoмeroмъ …………………….) urodzoną we wsi Cichawy w parafii Klukowo w powiecie Pułtuskim (poдившею вь деревни Цихавы вь пpнхoдeKлюково Пyлтуского Уeздa), córką Feliksa i Agnieszki urodzonej <nazwisko rodowe matki> (дoчepъю Фeликca и Aгнeшки yрожденной …………….) małżonków <nazwisko małżonków> (cyпpaгов ………………….), trzydzieści pięć lat licząca(тридцати пяти леть оть роду).

 

Przeważnie po tym stałym fragmencie aktu znajduje się oświadczenie o zawarciu umowy przedślubnej między małżonkami, ale przeważnie o braku takiej umowy – „nowożeńcy oświadczyli, że umowa przedślubna między nimi nie była zawierana (нoвoбpaчыeобьявили что бpaчный дoгoвop мeждy ними зaключeн не былъ). W kolejnym fragmencie każdego aktupodawane są terminy trzech zapowiedzi – zawsze w formie dwudatowej (kalendarz juliański/kalendarz gregoriański). W przypadku gdy małżonkowie zamieszkiwali w różnych parafiach, zapowiedzi odbywały się w obydwu w tych samych terminach. Na zakończenie aktu podawana jest informacja o księdzu udzielającym ślubu. 

Przed odnalezieniem tego aktu moja wiedza o pradziadku i jego dwóch kolejnych żonach była równa zeru. Nie wiedziałem nawet, że był dwukrotnie żonaty, a tym bardziej, że z pierwszego związku narodziło się kilku potomków. Przed odnalezieniem tego aktu błądziłem po omacku po wielu warszawskich parafiach. Mój dziadek i jego siostra urodzili się w parafii św. Barbary na warszawskim Śródmieściu, ale ich rodzeństwo w parafii św. Stanisława na Woli. W żadnej z tych parafii nie mogłem odnaleźć informacji o ślubie pradziadka. Przeglądałem księgę za księgą – niestety bezskutecznie. Nie wiedziałem gdzie urodził się pradziadek, tak wiec moje poszukiwania były przysłowiowym „szukaniem igły w stogu siana”. Dopiero z prezentowanego powyżej przypadkowo odnalezionego aktu ślubu dowiedziałem się o faktach, które pozwoliły ruszyć mi z miejsca. Akt wskazał gdzie i kiedy urodził się pradziadek – co umożliwiło mi odnalezienie jego aktu urodzenia oraz wielu aktów dotyczących jego rodzeństwa. Poznałem także dokładną datę i miejsce śmierci pierwszej żony pradziadka – to z kolei pozwoliło na poprowadzenie poszukiwań w kierunku jej przodków (w akcie zejścia zapisane było jej miejsce urodzenia i dokładne informacje o rodzicach). Poznałem także miejsce urodzenia swojej prababci (drugiej żony pradziadka) oraz informacje o kolejnym pokoleniu swoich przodków po kądzieli. Informacje zawarte w tym akcie wskazały mi kierunki dalszych poszukiwań - dzięki tym kilku informacjom udało mi się odtworzyć prawie 200 lat historii rodu, z którego wywodziła się moja prababcia. Świadkiem aktu był stryj mojego pradziadka – ta drobna informacja umożliwiła mi odnalezienie jego rodziny. Drugi świadek ślubu (pozornie nie związany z rodziną) okazał się bardzo cennym tropem poszukiwań. Dzięki informacji o nim dotarłem do kolejnych niezwykle ciekawych i ważnych informacji o moich przodkach. Niestety akt zawierał również błędy – nazwisko rodowe mojej 2xprababki macierzystej zostało źle zapisane, co w rezultacie zaprowadziło moje poszukiwania w tym kierunku na całkowite manowce. Jednak mimo wszystko bilans był dodatni... 

Komentarze

23.02.2017 22:12

Grażyna Kałużyńska

Jestem na początku drogi. Ale już zdążyłam natknąć się na większość opisywanych przypadków. Szkoda,że nie natknęłam się na ten artykuł wcześniej. Super wyjaśnienia. Dziękuję

20.02.2017 09:58

Urszula Wojciekian

Ktoś rzucił w internecie ....Parafia Sokółka wystawiła poczet, w tym spisie z 1765 rok było wymienione nazwisko Adam Ogilba. W moim drzewku znalazła się Krystyna Ogilba, żona Adama Wnorowskiego.

15.01.2017 18:45

Grzegorz Malinowski

Bardzo przydatne informacje. Dziękuję.😊